"Lubimy wracać w miejsca, gdzie spotkało nas coś dobrego,
gdzie spotkaliśmy kogoś ważnego dla nas.
Lubimy te powroty, bo stale mamy nadzieję, że ktoś lub coś jeszcze na nas tam czeka."
Słoneczna pogoda, z temperaturą dwudziestu-pięciu stopni celsjusza i z przelotnym wiatrem była dla niej jedynie informacją z aplikacji na smartfonie. Dwie minuty przeznaczone na przejście z samolotu do budynku lotniska nie wystarczały na zweryfikowanie prawdziwości danych pogodowych dnia dzisiejszego.
- Imię i nazwisko? - powtórzenie listy rzeczy, które miała wykonać zanim dostanie się na pokład pierwszego samolotu odlatującego z lotniska w kierunku wschodnim, przerwał jej brytyjski akcent kobiety siedzącej za Information Desk. Z lekka nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na Lisę, jak informowała plakietka. Przetrawienie pytania i zidentyfikowanie go jako skierowanego do niej, zajęło jej kilka sekund…, które dłużyły się zniecierpliwionej pracownicy obsługi informacji. - Ayumi Kawachi - nawet dla niej samej jej wypowiedź zabrzmiała jakby niepewnie. Zawsze czuła się dziwnie, używając swojego pełnego imienia. Brzmiało to tak typowo japońsko, nie ważne ile włożyłaby wysiłku w akcent. Kobieta, jakby nie zauważywszy zawahania dziewczyny, nadzwyczajnie w świecie poprosiła o przeliterowanie, a później o dokument tożsamości, by wykonać rutynowe działania Na dłuższą chwilę zapadła cisza przerywana jedynie odgłosami stukania paznokci o klawiaturę komputera. Dawało to Ayumi jako taką nadzieję, że tym razem jej problem będzie rozwiązany niż zostanie odesłana do piątej... nie, raczej już do szóstej osoby z kolei. Dzisiejszy dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. W tej chwili powinna odznaczać Primarka ze swojej listy, a tym czasem ona nawet jeszcze nie opuściła lotniska. Ech, życie bywa brutalne.
Siedział na lotnisku w oczekiwaniu na siostrę. Zniknęła dłuższą chwilę temu,nie był pewny gdzie, bo akurat słuchał nowej piosenki zespołu Skillet i nie zwrócił na nią uwagi. Wydaje mu się, że wspominała coś o załatwnieu “czegoś” , ale znając Ayumi mógł się spodziewać, że poszła "przypudrować nosek", co w jej języku oznacza robienie całego makijażu od nowa. Mieli zaraz jechać do centrum Londynu, a przecież nie mogła się tak pokazać ludziom. Stres źle działał na jej cerę, a to powietrze zawiera pełno bakterii niezdrowych dla skóry, czy coś w tym stylu. Zdecydowanie uważał, że jego siostra jest dziwną istotą. Posiadał jedną z lepszych zalet w takich sytuacjach. Najzwyczjniej w świecie wyłączał się, jeśli w rachubę wchodziły ciuchy, kosmetyki i inne bzdety. Wychodzi na to, że nie zbyt często gada z siostrą. Szczerze to do czego mu to potrzebne? Rozłożył się na całej powierzchni miejsc siedzących, i tak przecież nie było wielu ludzi, poza tym mogą sobie zająć inne, a on był zmęczony. Przymknął oczy, stukając palcami o dżinsy w rytm piosenki. Prawie zapomniałby, że nadal jest na tym cholernym lotnisku, że przez tą jebaną walizkę musi tracić swój cenny czas, który z pewnością przeznaczyłby na coś ciekawszego, i że jego siostry nadal nie ma. Już prawie po ponad dwóch godzinach znajdowałby się w swoim świecie ze swoimi problemami, lecz... jak zwykle jego plany legły w gruzach. Poczuł jak ktoś bezczelnie wpycha się na siedzenie, gdzie leżały jego nogi, znaczy część od kolan w dół. Nic nie powiedział, dostrzegając w natręcie postać swojej siostry. I tak pewnie zaraz sama zacznie ględzić, więc po co miał się męczyć. Nie minęła nawet minuta, a z ust blondynki wydobyło się westchniecie, które zaprzeczyło jego uprzedniej teorii, i to jednak na niego spadł obowiązek rozpoczęcia rozmowy.
- I co załatwiłaś? - może i Einsteinem nie był, ale jedno wiedział, Ayumi nigdy prze nigdy nie wyglądała tak po swoim makijażowym czasie, to znaczy… rzadko zauważał różnicę w nowym “wydaniu” swojej siostry, ale zawsze to ukrywa. Jej mimika i postawa mówiły, że raczej ostatnie kilkanaście minut?, tak, chyba tak, spędziła na czymś innym niż jej zbędnym upiększaniu. Tak wywnioskował, a one nie zaprzeczyła.- Nic, trzeba czekać - powiedziała dość przybitym głosem, który miał dowieść światu o jej wielkiej stracie. Chciała oprzeć głowę o oparcie fotela i okazać, jak ta sytuacja sponiewierała ją emocjonalnie, kiedy poczuła coś za sobą. - Deidara - fuchnęła oburzona faktem, że jej brat leży w takiej a nie innej pozycji. Co za idiota, to nie chlew, żeby tak się zachowywać, a miejsce publiczne! Do tego zdjął jeszcze buty! Nie ma za grosz wyczucia! Czy on zawsze musi jej przynosić wstyd?
- Hę? - raczej nie miała być to forma pytania, a odruchowe mruknięcie na usłyszenie swojego imienia. Nie odpowiedziała, ale spojrzała w ten znaczący sposób na jego nogi. Przewrócił tylko oczami, siadając w odpowiedni sposób. Niby mógł olać jej wąty, jest starszy, jest facetem i.... jej bratem, więc chyba jednak powinien mieć do niej szacunek, ale tak mu się nic dziś nie chciało, zwłaszcza wysłuchiwania jej zażaleń. - Dobra lepiej opowiedz jak poszło - próbował nakierować kierunek rozmowy na dobry tor, bo wieczorem umówił się z kumplami na małą rundkę, dlatego przydałoby się zbierać. Dziewczyna streściła mu wszystko, uwzględniając komentarze na temat braku kompetencji obsługi.
- Bo ty się do tego źle zabrałaś - blondyn przybrał ton eksperta. Udanie się do informacji i prośba o pomoc, było jedną z wielu metod na rozwiązanie problemu, tyle że tą bardziej czasochłonną, jak i jego zdaniem, nie przynoszącą żadnych korzyści. Niestety z biurokracją przecież nie wygrasz. - Po pierwsze jak ty wyglądasz? - dla bezpieczeństwa odsunął się o jedno krzesło dalej. Nie powinno się mówić takich rzeczy osobie nadmiernie przewrażliwionej na punkcie wyglądu. To tak jak powiedzieć królowej, że źle rządzi. Szedł na ścięcie, ale chciał tylko pomóc i jak najszybciej się stąd wydostać. Przeczekawszy mordercze spojrzenie siostry, zabrał się za kontynuację. - Pamiętaj, faceci lubią mieć ładny widok.
Już chciał sięgnąć do bluzki dziewczyny i odpiąć kilka guzików, kiedy zdał sobie sprawę jak to wygląda. Cofnął rękę, i powiedział co ma zrobić, komentując aż do momentu, kiedy jego zdaniem dekolt był wystarczający. Nie obyło się bez protestów, gdyż wybierała ten zestaw całe pół godziny, a te jego rady tylko i wyłącznie zepsują wizerunek elegancji. Jednak zgodziła się, skoro miało to zadziałać.
- Rozpuść jeszcze włosy.
Dobra, chwila, wyjaśnijmy sobie coś, jej strój to jedno a fryzura drugie. Gdzie w swoim ubiorze pozwoli zrobić kilka poprawek, nie licznej grupie osób, to włosów absolutnie nikt nie może dotykać, poza nią i jej fryzjerem. A tym bardziej nie będzie jej mówił co ma robić z włosami taki ktoś jak Deidara. Nie wystarczy, że ma dłuższe włosy od niej? Niech idzie je ściąć, a nie robi się na kobietę! Poza tym na dzisiaj miała zrobionego koka, którego idealne ułożenie zajęło sporo czasu i cierpliwości stylisty. Absolutnie się nie zgadza na rozwalenie tego dzieła sztuki znajdujące się na jej głowie. Nie. Nie. Nie ma mowy. Powtórzyła mu to jeszcze kilka razu, dorzucając ostrzegawcze spojrzenie, aby dobitnie zrozumiał i pogodził się z jej decyzją.
- No weź, o wiele ładniej wyglądasz w rozpuszczonych, podkreślają głębie koloru twoich oczu.
- Chcesz powiedzieć, że teraz nie wyglądam ładnie? - Ups... Przecież to był komplement, czy laski zawsze muszą się doszukiwać drugiego dna? Z takim nastawieniem nigdy nie odzyska walizki, a oni będą tu tkwili wieki.
- Dobra - westchnął przeciągle, kto by pomyślał, że ta rozmowa będzie taka ciężka - słuchaj siostra, jeśli chcesz jechać jeszcze na te zakupy, to musimy się sprężać - spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Trzeba było tak od razu mówić. Przewróciła teatralnie oczami, żeby wiedział, że robi to tylko dlatego, że chce sobie kupić tą zajebistą sukienkę w River Island. Wyciągła wsuwki, aby po chwili roztrzepać swoje blond włosy dla nadania lekkiego, artystycznego nieładu. - A teraz wróć tam i przekonaj tego gościa, że twoja sprawa nie może czekać.
E? Czy te jego rady dotyczyły jak manipulować facetami używając swoich wdzięków? Czy on sobie jaja robi? Nie, to już było przegięcie. Chwile walczyła ze zdziwieniem, które mimowolnie wymalowało się jej na twarzy, żeby potem zastąpiła je złość.
- To była kobieta - stwierdziła, obracając się do niego tyłem w akcie przysłowiowego focha. Czy on naprawdę uważał, że ona na coś takiego nie wpadła. Czuje się urażona.
- Ile? - Znała go na tyle dobrze, że mogła spodziewać się, że zamiast przeprosić, albo chociaż domyślić się, czy przejąć, to on zada jedno z tych swoich głupich pytań. Nie musiała się nawet zastanawiać czego może dotyczyć owe pytanie. To był Deidara, dla niego liczyło się tylko.
- 9 - No cóż, może i trochę naciągnęła fakty. Jeśli się nie zwróci uwagi na jej lekką otyłość, drobne zmarszczki wokół oczu i jeszcze trochę więcej tak ogólnie na twarzy, pod brakiem makijażu, to kobieta mogłaby być bardzo atrakcyjna... Nie, nawet naciągając kilkanaście faktów, była to starsza kobieta, po której widać, że opycha się fast foodami i nie wie do czego służą kosmetyki. Jednak to nie stało na przeszkodzie, aby tym razem to Deidara ratował ich od siedzenia tu następnych kilku godzin.
- Miss Kawachi - podskoczyła, słysząc męski, lekko zachrypły głos tuż za sobą. Odwróciła się napotykając brązowe tęczówki pracownika linii lotniczych, z którymi nie chce mieć już nic wspólnego. - Pani walizka została odnaleziona - nie umiała stwierdzić, kto z tego faktu cieszył się bardziej ona czy Deidara.Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny stojącego na przeciw niej. Nareszcie będzie mogła podbić Londyńskie centrum handlowe. - Przykro mi, ale odnaleźliśmy ją na lotnisku na Jersey. - kąciki ust opadły, kształtując prostą kreskę. Nie wróżyło to nic dobrego. Ale chwila, jak to było możliwe... - Jeden z pracowników zgłosił, że ktoś z pasażerów nie nadał walizki. Znaleźli ją nie opodal w "Ticket Desk" - Co oznaczało, że to nie linie lotnicze nawaliły, tylko walizka w ogóle nie została nadana. Sekunda, przecież to Deidara miał ich odcheckinować. Kątem oka zerknęła na brata, który posłał jej uśmiech z serii "to nie moja wina" . Przeprosiła mężczyznę za zamieszanie i zapisała wszystkie informacje, które jej przekazał.
- Deidara - wycedziła jego imię przez zaciśnięte zęby, odwracając się w jego stronę.
- No weź, pomyśl o tym w inny sposób, co znaczy jedna walizka przy całym wszechświecie - powiedział cofając się kilka kroków w tył. Ona ma głęboko w powarzaniu cały wszechświat, ona chce swoją walizkę. Tu i teraz. - To naprawdę nie moja wina - podniósł ręce, w akcie niewinności. - To niechcący.
Nie mogła się zdecydować błękitna czy różowa. Niby błękitna pasowała jej do oczu, ale znowu ta druga jest różowa. A ona lubiła różowy. Chyba zdecyduje się na różową, ponieważ była bardziej jaskrawa... Tak, zdecyduje się na nią, ale... z drugiej strony wszyscy zawsze jej mówili, że niebieski idealnie podkreśla jej oczy. To była trudna decyzja do podjęcia.
- Pospiesz się - usłyszała znudzony głos swojego brata. I jak tu robić z nim zakupy, jeśli co pięć minut każe jej się pospieszyć, już z dziesięc razy to słyszała, a może i jedenaście? Zresztą pięć minuty różnicy nie robiło. Wróciła myślami do sukienek, musiała w końcu wybrać, inaczej nie zdąży skoczyć do sklepu z butami, a słyszała, że mieli ostatnio nową dostawę. Dobra, szybka piłka.
- Dei - zawołała brata. Niestety nie mógł wejść na teren damskiej przebieralni, więc musiała zawołać głośniej, ale nie za głośno, przecież nie będzie wieśniacko drzeć się na cały sklep.Uchyliła lekko zasłonkę od przymierzalni, by zobaczyć czy dosłyszał. Kiedy zauważyła go przy wejściu, wyszła za parawana, podchodząc bliżej niego, oczywiście na ile pozwolił jej fakt, że nadal miała na sobie sukienkę, za którą jeszcze nie zapłaciła. - Która? - zapytała, przykładając do siebie sukienkę w kolorze różu, żeby za chwilę odsłonić tą, którą miała na sobie.
- Niebieska - stwierdził. Nie potrzebował więcej niż minuty na odpowiedź. Nie rozumiał o co tyle szumu, były przecież identyczne, a czy będzie ona różowa, czerwona, czarna, czy jaką sobie tam jeszcze wymyśli, to nie ma znaczenia.
Niech będzie, więc niebieska. Przebrała się w swoje ciuchy i chwyciwszy dwa wieszaki, wyszła z przymierzalni. Dorzuciła różową sukienkę do koszyka trzymanego przez Deidarę, dając mu znak, aby podążał za nią. Skierowali się do kasy, a na usta Deia, wpełzł uśmiech zadowolenia. Koniec tortur jest bliski. Jak szybko się jednak ten uśmiech pojawił, tak szybko też znikł. Mianowicie, kiedy dotarli do kasy i kasjerka skasowała już wszystko, co zakupiła Ayumi, dziewczyna wyciągnęła rękę w kierunku brata. On początkowo nie rozumiał, o co jej chodzi. Ma jej przybić piątkę, za to że wydała tyle kasy? Za tyle kasy mogła by uszczęśliwić dzieci głodujące w trzecim świecie. Ale ok, będzie dobrym bratem. Kiedy chciał dać jej upragnioną piątkę, ona poruszyła ręką w geście pośpieszenia go.
- No daj kartę - powiedziała lekko zła. Czyżby nie zrozumiał jej aluzji? Deidara za to spojrzał na nią zdezorientowny. Czy ona właśnie domagała się jego karty z jego pieniędzmi, które mu przesłał ojciec? To jemu przelewał ona miała własną kartę. Obróciła się w jego kierunku, patrząc mu prosto w oczy, on nie ucieknąwszy, poszedł za przykładem siostry. Teraz oboje mierzyli się pewnymi spojrzeniami.
Morderczy wzrok Ayumi przeciwko stanowczemu Deidary. Kto pierwszy odpuści i mrugnie. Tu już nie chodziło o pieniądze a honor, no przynajmniej w wypadku Deia, bo Aymui chodziło o pieniądze.
Zakupy po długiej podróży nawet dla takiej dziewczyny jak Ayumi, były z lekka wykańczające, a co dopiero dla Deidary. Hasło kawiarnia brzmiała dla niego jak zbawienie. Nawet te kilka toreb, które wcisnęła mu siostra, nie zburzyło jego szczęścia. Właśnie wychodzili z ostatniego sklepu, kierowali się do niej, aby coś zjeść, a potem bezpiecznie przekroczą progi centrum handlowego i udadzą się do hotelu. Ten dzień w końcu stawał się lepszy. No cóż jego portfel trochę ucierpiał, ale ojciec na pewno mu zwróci... na pewno, nie? Wolnym krokiem skierowali się na ostatnie piętro, lepiej obeznana w terenie blondynka szła przodem. Ayumi, można było wiele zarzucić, że nie wie, co jest stolicą Danii, czy też co mówi trzecia zasada Newtona, ale nie to, że mogłaby się zgubić w Centrum Handlowym. Nie ważne, czy była w danym miejscu po raz pierwszy, czy tysięczny, dobrze wiedziała jaką drogę musiała obrać. Mimo że Ayumi była trwała w swoich postanowieniach, ale jeśli zarządziła koniec tych tortur, oznaczało to prawdziwy koniec. Jednak Dei zbyt dobrze znał swoją siostrę i wiedział, że jej wybredność mogła spowodować zwiedzenie wszystkich restauracji w galerii. Dopóty nie usiadła przy stoliku obranej kawiarni, dopóty nie odetchnął z ulgą. Wchodząc do małej przytulnej restauracji, Ayumi, nie zwracając nawet uwagi na brata, skierowała się do jednego z wolnych stolików. Jak gdyby nic usiadła, przeglądając menu, które właśnie podał jej kelner. Poprosiła go, żeby zostawił jeszcze jedną kartę dań. Mężczyzna zrobił to i odszedł razem ze słowami" jeszcze się zastanawiam", by pozwolić jej w spokoju podjąć decyzje. Tym czasem Deidara wlókł się wraz z zakupami siostry, żeby po chwili zająć miejsce na przeciw niej.
Pół godziny później byli już po Lunchu, zajadając się zamówionymi deserami. Ayumi zanurzyła łyżeczkę w śmietankowych lodach z karmelową polewą.
- Dużo się zmieniło? - zapytała i zanim łyżeczka trafiła do ust dziewczyny, pomachała nią Deidarze przed oczami. Taki odruch. Długo zbierała się, aby zadać to pytanie. Nie lubiła o tym gadać, zwłaszcza z rodziną, ale nie dawało jej to spokoju. Po prostu chciała się czegoś dowiedzieć. Nie zupełnie chodziło tylko o zmiany, po prostu kiedy znajdowali się coraz bliżej ich celu, tym bardziej czuła potrzebę by to właśnie Tokio, było tematem ich rozmów. Takie dziwne uczucie.
- Trochę się zmieniło - powiedział, kiedy w końcu przełknął czekoladowe ciastko i na nowo mógł mówić. Uśmiechnął się szeroko, zaczynając swoją opowieść. Ayumi odwzajemniła jego gest, słuchając uważnie każdego wypowiedzianego przez niego słowa..
Przeprowadzki do łatwych nie należały, nikt w to nie wątpił. Ale żeby spakować siedemnaście lat życia w dwudziestu kilogramach , limitowego bagażu, było absurdem. Jak Ayumi mogłaby przetrwać z jedną małą walizeczką, zawierającą tylko zasób ubrań na kilkanaście następnych dni, a co z pozostałymi kilkuset dniami? Świat skazywał ją na noszenie tych samych butów lub co gorsza ubrań więcej niż raz w tygodniu. Ubłaganie ojca o dopłacenie za dodatkowe walizki do łatwych nie należało, ale czego by nie zrobił dla swojej ukochanej córeczki. Jednak przekonanie rodzica było niczym do linii lotniczych. Przepisy na to nie zezwalały. Ostatecznie pozwolili zabrać jej JEDNĄ dodatkową torbę. Kto by się spodziewał, że jedna walizka może dać tyle szczęścia. Wszystkozapowiadało się pięknie pięknie, a Ayumi dalej żyłaby swoim cudnym życiem, gdyby nie pewien incydent. A to wszystko wszyściusieńko przez jej brata, bo jak mógł zrobić jej coś takiego? Od dawna podejrzewała, że wszechświat jej nie lubi, ale kto by pomyślał o takim świństwie jak odebranie jej ukochanych rzeczy. To tak jakby ktoś wyrwał kawałek twojej duszy. Teraz odrobiną szczęścia w tym całym nie szczęściu było to, że nadal posiadała jedną walizkę plus nowe ciuszki zakupione dnia dzisiejszego w Londynie. Mimo, że kwestia walizki była dla niej strasznym przeżyciem, to jednak wraz z nakazaniem o ponowne zapięcie pasów przez stewardessę, została nieco przyćmiona. Za chwilę mieli lądować na należącym do Tokio lotnisku. A teraz wspominana ze łzami oczach walizka, stała się najzwyczajniejszą walizką, o której zapomni w najbliższych kilku godzinach. Deidara, słysząc głos stewardessy, szturchnął siostrę lekko łokciem, mając na celu obudzenie jej. Kiedy wytłumaczył, dlaczego śmiał przebudzić ją z tak cudnego snu, a był naprawdę niesamowity, dziewczyna zapięła posłusznie pasy, opierając się wygodnie w fotelu. Rozejrzała się po samolocie jeszcze zaspanym wzrokiem, nadal czuła się senna, mimo długiego snu. Próbowała skupić na czymś swój wzrok na dłużej niż kilka sekund, jednak nic nie szczyciło się mianem godnego uwagi. Zapewne widoki za oknem były niesamowite, no przynajmniej bardziej niesamowite niż pasażerowie tego lotu. Nie mogła jednak upewnić się w swoich domysłach, gdyż to jej brat siedział przy oknie. Niby jej na tym nie zależało, a nawet było na rękę, bo miała lęk wysokości. Aczkolwiek teraz gdy byli już tak blisko końca podróży, i ani spać, ani posiedzieć na telefonie, nie pogardziłaby, widokiem, który dostał się Deidarze.
- Długo zamierzasz się jeszcze tak fochać? - spytał. nie odwracając nawet wzroku od okna. Fochać? A kto tu się focha? Na pewno nie ona. Niby jaki miała by do tego powód? Niby zapomnienie nadania walizki, miało być warte jej focha? .
- Nie focham się - odpowiadając, również nie zaszczyciła go spojrzeniem. Nie skłamała. No na początku była zła, nawet wsiadając do samolotu, uważała, że zakupienie nowej garderoby nie było wystarczającym odkupieniem win. Ale teraz przedziwny ścisk w żołądku nie pozwalał jej myśleć o wczorajszym zamieszaniu. Wszystkie myśli skupiały się na niedalekiej przyszłości, ponieważ już za dziesięć minut wysiądzie z samolotu, stawiając pierwsze kroki w Tokio, miejscu, w którym się urodziła i wychowała.
Dziesięć minut - kapitan informuje, że przystępują do lądowania.
Dziewięć minut - zaczyna odczuwać fakt, że powoli lądują.
Osiem minut - strach ją paraliżuje.
Siedem minut - mocno chwyta się za siedzenie, wbijając paznokcie w obicie fotela.
Sześć minut - samolot kołuje.
Pięć minut - Ayumi otwiera oczy i z radością stwierdza, że przeżyła.
Cztery minuty - spogląda na brata, który nie wyglądał na zbyt przejętego lądowaniem. Chyba nie przeżył mini zawału jak ona.
Trzy minuty - samolot stanął, wszystkie silniki zgasły, a pasażerowie mogli odpiąć pasy.
Dwie minuty - abiera torbę podręczną i podąża za bratem w kierunku wyjścia.
Jedna minuta - próbuje zawrócić, przekonując brata, że uda im się namówić pilota, aby odstawił ich z powrotem do domu.
Piędziesiąt sekund - serce zaczyna jej szybciej bić.
Trzydzieści sekund - przechodzi obok załogi, żegnając się, staje na szczycie schodów.
Dwadzieścia sekund - reszcie pasażerów się to nie podoba i każą się jej ruszyć.
Dziesięć sekund - powoli schodzi, próbując przedłużyć ten moment.
Aż w końcu stawia nogę na asfalcie. Podeszła do zadowolonego brata. Podała mu swoją torbę, okręcając się wokół własnej osi, jednocześnie napawając się pięknym widokiem i wdychając to niesamowite Tokijskie powietrze. Wydawało się takie inne od tego w Wielkiej Brytanii. W czasie podróży przez głowę przeleciało jej wiele scenariuszy, ale w chwili obecnej żaden się nie liczył. Ekscytacja, która roznosiła ją od środka nie pozwalała jej za dużo myśleć, nakazując cieszyć się chwilą.
- Chodźmy - Dei wskazał autobus, który właśnie podjechał i miał zabrać ich do budynku lotniska. Uśmiechnęła się, patrząc ostatni raz za siebie.
- I'm coming home, tell the world I'm coming home - szepnęła, idąc krok w krok z bratem.
Od Autorki: Jestem, karygodne, że dopiero po prawie dwóch miesiącach. Wybaczcie mi dużo się ostatnio działo. Wpadłam w małego doła emocjalnego i blogi były ostatnią rzeczą o której marzyłam. I jakoś miałam takie poczucie, że jestem gorsza i nie warto. Ostatnio zaczęłam czytać blog Black_Cloud, szept, i natknęłam się na komentarz anonima, który mnie zasmucił. Bo zmieszał ją z błotem, a mimo że nie znam Black_Cloud osobiście, i czytam jej pierwszy blog to po nim zaliczyłam ją do autorek pokroju Akemii, chusteczki, Soli czy Miku, których wielką fanką jestem. I jeśli Black_Cloud nie umie pisać, to co dopiero ja, i wtedy wszystko co już napisałam, wydawało się takie błache.
Przejdziemy teraz do rozdziału, przyznam, że trudno mi było:
- Powrócić do pisania, po tak długiej przerwie nie łatwo było coś napisać. Nie polecam, robić zbyt długich przerw od pisania, nie jest to korzystne.
- Zacząć opowiadanie
- Zacząć rozdział
- Wrócić do 3 osoby. Trudno jest się przestawić z pisania z perspektywy Akemi w pierwszej osobie na osobe trzecią. Nigdny dobrze się nie czułam się pisząc właśnie w 3 osobie, będzie to dla mnie nie lada wyzwanie, ale dam rade, przynajmniej mam taką nadzieję.
- Pisać, przy głównej bohaterce takiej jak Ayumi. Ayumi, Ayumi, to będzie trudna osoba. Zdawało mi się, że pisanie o blondynce, dla której najważniejsze są zakupy i uwaga innych nie będzie trudne.
Ale jak już zaczęłam to mi się nawet lekko pisało. Czy jestem zadowolona? Po części jestem. Przez te trudności, dzieło to nie jest, ale nie byłabym Ronny gdybym tego nie wykorzystała....
Buziaki <3